Rzeka Congo i Nowak

Uczestnicy sztafety „Afryka Nowaka”, Janusz Adamski i Andrzej Ziółkowski zakończyli kilka dni temu wodny szlak Kazimierza Nowaka. Szczegółowe inf. na stronie www.AfrykaNowaka.pl

Niejako na „deser” prezentujemy niepublikowany  fragment korespondencji Kazimierza do Marii – relacja znad rzeki  Congo.

Rzeka Congo, przystań Kunzulu, 28 sierpnia 1935

Drogi Marysiek!

Przeżyłem chwile grozy, ale już się uspokojiłem, Bóg dopomógł…

Głupio mi już było w Kwamouth bo to posterunek adm., a ja nie lubię władz tego rodzaju. Rzeka była wściekła, postanowiłem jednak ruszyć. Trudno było – turbiny wodne, kamienie, do tego wiatr silny nie pozwalał osiągnąć drugiej strony rzeki, którą trzeba było osiągnąć koniecznie, aby ominąć niebezpieczną bardzo część rzeki.

W końcu borykanie się z masą wody i wichrem przeszło w normalną podróż, nastała cisza, z radością wiosłowałem.

Rzeka Congo, 29 sierpnia, 1935

Piszę znowu, znowu jeden dzień tułaczy minął, wczoraj nie dokończyłem opowiadać przeżycia – ale uwierz, była to jedna z najgroźniejszych chwil mej podróży. Rzeka była prawie spokojna, była gdzieś 4 – ta pop. Minął mię jakiś statek, rozkołysał fale, ale szło jakoś – płynąłem, aż nagle zjawił się wicher – ale tak szalony, tak nagły, że „Maryś” pod jego naporem zachwiała się.

Byłem blisko francuskiego brzegu, chciałem lądować, ale było wykluczonem, choćby ze względu na groźne głazy i wściekłe fale, które groziły rozbiciem, strzaskaniem zupełnem.

W tej chwili pokazały się zabudowania w Kunzulu – osady leżącej po belgijskiej stronie. Było może 3 km w linji lotu ptaka.

Fale się wzmagały, zaczęły bluzgać pianą, byłem stracony! Raz widziałem przystań, to znowu leciałem w przepaść wodną – ale znowu widziałem przystań.

Dech zamierał, nadludzki wysiłek, modliłem się – bo innej nadzieji nie było. W przystani była kupa czarnych, gapili się , ale przecież murzyn na pomoc nie pospieszy białemu!

Zresztą nie tylko murzyn! W przystani stał także jakiś biały człowiek i myślał pewnie sobie: „zatonie – nie zatonie”?

Nie, Maryś! Opisać nie można takiej sytuacji! Fale przesłaniają widok, wchłaniają mię, a kupa ludzi stoji na brzegu i gapi się spokojnie, i to ludzie niby, tacy którzy na rzece wyrośli i nikt z pomocą nie spieszy, a już sił nie mam wiosłować. Jestem w połowie rzeki. Fale się wściekły, wyją, huk wichru, i ta przeklęta gawiedź na brzegu do tego.

Boże…., wiosłuję, jestem zupełnie bez sił, a jednak dziób stateczku stale skierowany ku nowej fali, która biegnie i tchnieniem śmierci wonie.

Ląduję. Bóg dopomógł, ale pomyśl, i teraz jeszcze nikt nie spieszy z pomocą – choćby chwycić sznur, aby zatrzymać statek, który jest igraszką fali złowrogiej, a która gna mię na kamienie tuż poniżej przystani.

A dopiero, gdy o własnych siłach stanąłem na ziemi, zbliża się biały człowiek i z uśmiechem po czesku odzywa się do mnie: pan Polak, bo widzę „Orzeł Biały”.

Naturalnie, palnąłem mu od razu: O tak! a wyście Czech – bo spokojnie czekaliście aż zatonę!

Byłem jednak na lądzie! Ból głowy, muskuły zdrętwiały – miałem dosyć!

Dziś pop. wypłynąłem znowu na wściekłą rzekę – a jednak co począć? Trzeba! Byłem bez sił, bez chęci, drżałem na myśl o wczorajszym tornado – ale już po 2 godz. zakotwiczyłem po stronie franc. – jestem zmęczony! Dobranoc – Pa!

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>


Fatal error: Allowed memory size of 134217728 bytes exhausted (tried to allocate 16777158 bytes) in /www/kazimierznowak_www/www/kazimierznowak.org/wp-includes/functions.php on line 3746